wtorek, 7 lipca 2015

{3} Captain-Save-A-Hoe

Drobny płomień na jej ustach przerodził się w prawdziwy uśmiech zaraz po tym, gdy jej odpowiedział.

- Jestem Ashlyn - poprawiła się szybko.

Uśmiechnął się szeroko tak jak ona wcześniej.

- Ashlyn, hmm - powtórzył, patrząc w górę, chłonąc jej słowa. Kurwa, jej imię brzmiało strasznie seksownie wtedy, gdy on je wypowiadał.

Patrzył na nią, kiedy ona wyglądała jak oszołomiona uczennica. Skinęła na niego delikatnie głową. Zanim odwrócił się, by wyjść na nowo, zatrzymała go.

- Hej, panie Bieber. Nie czuję się tu za bardzo bezpieczna, mógłbyś zabrać mnie do domu lub coś w tym stylu? - spytała, nie patrząc na niego. Była zbyt zażenowana samą sobą.

Justin był obcy, ale gdyby chciał ją zabić lub zranić zrobiłby to teraz, czyż nie?

Poderwał się natychmiast, podając jej sukienkę. - Tutaj - powiedział. - Włóż to na siebie.

Wyciągnęła rękę, aby ją wziąć. Zamrugała powoli, wciąż będąc nagą.

- Dzięki. Ponownie - dodała. Uśmiechnął się i odwrócił na znak, że będzie się teraz ubierać. Ashlyn szybko założyła na siebie sukienkę, ale zauważyła brak jej szpilek. Dostrzegła je przy łóżku, włożyła i udała się do łazienki.

Justin odwrócił się i nie mógł przestać na nią patrzeć. Śledził jej ciało wzrokiem, dopóki nie weszła do toalety.

Patrząc na swój wygląd, była zaskoczona. Z jakiegoś powodu nie wyglądała tak źle jak myślała, że będzie wyglądać. Dzięki Bogu. Poprawiła lekko swoje włosy, czesząc je w wysokiego koka, wytarła rozmazany makijaż wilgotną chusteczką i wyszła szybko, nie chcąc, aby Justin musiał czekać zbyt długo.

- Dobrze, jestem gotowa - odezwała się cicho, gdy wychodziła z łazienki. Justin spojrzał na nią. Jego piękne oczy zabłysnęły na jej widok, ponownie. Oboje patrzyli na siebie przez chwilę.

- Dobrze młoda damo, tędy proszę - powiedział i wskazał na drzwi.

*

Justin jechał w przyzwoitym tempie, mijając wiele sklepów, które lubiła Ashlyn na ulicy Weaving w Detroit. Urodziła i wychowała się tutaj, kochała to miasto.

Wciąż czuła lekkie mdłości po ostatniej imprezie, więc oparła swoją głowę o okno. Chłód był niesamowity.

Ashlyn była zachwycona samochodem Justina. Był bardzo elegancki i czysty. Audi było wewnątrz białe, posiadało telewizor i inne akcesoria, które chciała sprawdzić później. Facet ma dobry gust.

Jej zielone oczy obserwowały go, gdy prowadził. Jego lewa ręka była na kierownicy, a prawa błądziła w zamyśleniu po brodzie. Przyglądała się jego profilowi ponownie. Cholera, on był piękny. Odwróciła szybko swój wzrok, kiedy on spojrzał w jej oczy. Ashlyn odwróciła się zaczerwieniona, ale we dwójkę zaśmiali się w tym samym momencie, czując te same zakłopotanie.

Dlaczego zachowuję się jak uczennica obok faceta, którego nawet nie znam? Odwróciła swój wzrok i starała się nie zarumienić jeszcze bardziej.

Spojrzał na nią ponownie, ale tym razem odezwał się. - Wiesz, nie sądzę, że powinnaś wrócić teraz do domu - powiedział, będąc pewnym siebie.

Ashlyn odwróciła się do niego. Właściwie to on miał rację. Ona nie jest bezpieczna. Do tego nie miała zielonego pojęcia, do czego zdolny jest Sam.

Co jeśli przyjdzie do mnie ktoś inny po tym, co się stało?

Co jeśli Sam planuje mnie zabić, bo uciekłam?

Przełknęła głośno ślinę na jej straszne myśli. - Więc gdzie mam się udać? - spytała, a jej głos był cichy jak zwykle.

- Do mnie - powiedział i na nowo spojrzał na drogę.

Jej oczy wytrzeszczyły się na moment. Zatrzymali się na światłach, gdzie kilku ludzi czekało, aby przejść na drugą stronę. Ashlyn przyglądała im się z miejsca pasażera i zastanawiała się co by pomyśleli, gdyby wiedzieli co się stało.

Nie chciała go spytać o to, dlaczego planuje ją zabrać do siebie. Nie była w stanie z nim teraz dyskutować, bo była zbyt szczęśliwa, że jej pomógł.

Domy, które mijali były naprawdę ładne. Duże, ale nie za bardzo.

Nigdy tutaj nie była, bo nie miała powodów, ale wiedziała, że jest to bogata część miasta. Nie była bogata od jakichś 14 lat. Cholerni ojcowie, którzy umierają i nie zostawiają nic swojemu potomstwu i żonie. Ashlyn podziwiała krajobraz, gdy Justin przemówił na nowo.

- Jesteś bardzo ładna i masz ładne włosy, pasują ci - powiedział, przerywając jej myśli.

Zarumieniła się na jego komplement. - Dzięki, jestem tylko blondynką - zachichotała. Skinął głową i uśmiechnął się, wracając wzrokiem na drogę.

Jechali przez kilkanaście minut w ciszy zanim nie dojechali na podjazd prawdopodobnie jego domu. Na zewnątrz było bardzo ładnie. Dom miał wiele okien i podobało jej się to. Na widok ogromnej fontanny i wielu kwiatów na jej twarzy pojawił się uśmiech.

Jak słodko.

Ashlyn właśnie zdała sobie sprawę, że jest pod domem faceta, którego nie zna. Za chwilę zrobi krok w jego domu, a dalej nie miała pojęcia kim on był.

Zamarła.

Justin musiał czytać w myślach.

Spojrzał na Ashlyn, gdy tylko wyłączył samochód. - Hej, nie zrobię ci krzywdy - uspokoił ją, posyłając jej uspokajający uśmiech. Patrzyła jedynie na niego, nie wiedząc jak zareagować.

Justin ujął jej dłoń i westchnął. - Gdybym miał cię skrzywdzić, zostawiłbym cię w tym łóżku i pieprzył dopóki byś nie zemdlała - powiedział nonszalancko, jak gdyby wiedział co chciał na obiad i mógł kupić cały sklep.

Ashlyn posłała mu spojrzenie, unosząc brew.

Wyjął kluczyk ze stacyjki i spojrzał na nią. - Ale nie jest to w moim stylu i nie potrzebuję nikogo gwałcić - powiedział i wysiadł szybko z samochodu.

Ashlyn nadal była w szoku po jego wcześniejszych słowach. Opuściła samochód i ruszyła za nim. Otworzył drzwi i odsunął się, puszczając ją jako pierwszą. Uśmiechnęła się i weszła do środka, gdzie powitało ją czterech facetów z bronią. Kurwa.

Ashlyn zamarła na miejscu, a jej oczy były rozszerzone.

Justin szybko ustał przed nią i objął ją ramieniem. - Hej chłopaki, wyluzujcie. Ta mała jest ze mną - warknął w ich stronę.

Chłopacy wypuścili powietrze i schowali swoje bronie, wracając do poprzedniej pozycji.

- Chodź - powiedział Justin, prowadząc ją bliżej chłopaków.

Udali się do salonu. Justin wciąż był blisko niej. - Chłopacy to jest Ashlyn. Uratowałem ją, gdy ten skurwiel Samuel próbował ją zgwałcić - powiedział, a Ashlyn uśmiechnęła się i pomachała w ich stronę.

Chłopacy skinęli na nią głową, a jeden z nich ją pamiętał. W końcu widział ją nago po raz pierwszy.

- Sory za te bronie - odezwał się jeden z nich, drapiąc się po brwi. Ashlyn starała się zachowywać normalnie i słodko mówić. - Nie przejmuj się tym - powiedziała spokojnie, chociaż nadal bała się jak diabli.

- To jest Hoss - powiedział, wskazując na faceta, który właśnie przeprosił. Wyglądał całkiem nieźle. Jednakże nie myślała o randkowaniu z nim. Nie przepadała za meksykanami. Hoss przewrócił oczami. - Dla ciebie nazywam się Francisko, dziecinko - uśmiechnął się złośliwie, gdy ona się zarumieniła. Justin patrzył na niego przez chwilę, po czym kontynuował.

- To Franko - powiedział do chłopaka, który jej zasalutował. Miał ładne zęby i był nieźle ubrany. Wyglądał jakby przyszedł prosto od bogów. Zawsze lubiła czarnych facetów...

Justin mówił dalej. - To jest Kai, moja prawa ręka. Ash pamiętała go z wcześniej. Był zbyt seksowny. Jezu, czy Justin nie ma brzydkich znajomych? Był bardzo słodki i miał nieśmiałe spojrzenie. Zarumienił się, gdy tylko na niego spojrzała. Miał doskonałe usta i brązowe oczy. I niesamowity uśmiech. Był piękny.

- To Jordan - powiedział, wskazując na kolejnego, uroczego faceta. Również pamiętała go z wcześniej. Rozmawiał przez telefon, ale pomachał do niej i obdarzył szerokim uśmiechem.

- Ciao ragazzi (Cześć chłopacy) - pomachała do wszystkich. - Hello fellas.

Odmachali jej. Każdy przyglądał się Ashlyn, dopóki nie odezwał się Hoss. - Co się kurwa stało z Samem? Gdzie są pieniądze? - zastanawiał się na głos. Justin wzruszył ramionami. - Powiedział, że ich nie ma.

- Daliśmy mu trzy tygodnie! - wrzasnął Hoss, strasząc tym samym Ashlyn. Justin zauważył to i posłał jej sympatyczny uśmiech, kładąc rękę na jej plecach, co zrelaksowało ją od razu.

- Nie wiem, Kai i Jordan się nim zajęli. Nie wiem co było dalej, bo pomagałem rozwiązać tą panienkę i ją ubrać - powiedział, uśmiechając się, na co Hoss zakrztusił się.

- Widziałeś ją nago?! - zerwał się na równe nogi. Wydaje się, że tylko on jest taki dziecinny w tej grupie. Ash zarumieniła się i odwróciła wzrok. Nie umknęło to niczyjej uwadze.

- Nie tak bardzo. Nie pamiętam za wiele, bo starałem się zabić Sama - powiedział chłodno.

- Więc gdy ty zajmowałeś się tą dziwką, Sam wyszedł sobie z naszą forsą i teraz nikt nie będzie wiedział gdzie on jest?! Super zgrana drużyna - powiedział sarkastycznie Hoss, wywracając oczami.

Ashlyn wykrzywiła twarz. Wow, ona nie była dziwką! Ona spała ledwie z trzema osobami! Justin spojrzał na niego z obrzydzeniem i odezwał się. - Człowieku, zamknij się. Uratowałem ją i jak zgaduję to chyba najważniejsze! - skończył, patrząc na nią.

Jego oczy świeciły się prosto w niej.

Odezwał się Jordan. - Skopaliśmy dupę temu czarnuchowi w tylnej uliczce. Mam na myśli to, że nie powinniśmy zostawić go przy życiu, ale było wokół zbyt wielu świadków - powiedział ze zrozumieniem.

Hoss westchnął, ale wkrótce odezwał się. - Zgaduję, że ta... - zaczął, ale przerwał mu telefon Justina.

Justin spojrzał zdezorientowany na numer. Jego brwi były takie słodkie, gdy myślał. - Tak? Tu Justin... - jego oczy natychmiast pociemniały. - Nie powinniśmy dać ci żyć!

Każdy już wiedział, że to Sam. Ash spięła się.

- Nie oddałeś nam kasy, a do tego próbowałeś zgwałcić niewinną dziewczynę! Spotka cię co innego! - Justin warknął. Wszyscy milczeli patrząc na siebie, próbując odczytać swoje wzajemne nastroje. - Tak, ona jest ze mną... - urwał. - Kogo masz zamiar zabić? - jego oczy powędrowały na Ashlyn, wysyłając dreszcze do jej pleców. Zamarła po raz tysięczny.

- Nie położysz dłoni na niej ani na nas skurwielu! Chcemy nasze pieprzone pieniądze! Nie dotkniesz jej i oddasz naszą własność! - Justin krzyknął do swojego telefonu.

- Chcemy nasze pieprzone pieniądze na sobotę, Sam - odłożył słuchawkę. Wszyscy czekali aż Justin powie cokolwiek, ale on miał inne plany. - Porozmawiam z wami potem - powiedział cicho. - Chodź - ujął dłoń Ashlyn.

Otworzył drzwi do swojego pokoju. Był ładny i czysty. Ale wciąż miał w sobie coś z typowego chłopca. Ładne, białe prześcieradło i koc. Mini plac do koszykówki. Gry wideo wszędzie. Plakaty z modelkami w bikini.

Ashlyn przewróciła oczami.

Szli, a Ashlyn rozglądała się po prostu, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Justin podszedł do szafy, zdjął swoje buty i kurtkę, wyjął portfel, broń i zdjął łańcuchy.

Kiedy on chodził bez swojej bluzki ona się prawie śliniła. Stał i przeglądał swojego iPhone'a. Przełknęła ślinę. Dostrzegła tatuaże, których nie widziała wcześniej. Ashlyn podziwiała krzyż na jego klatce piersiowej. Głównie pokochała koronę na obojczyku.

- Zdejmij swoje buty - powiedział, nie patrząc na nią. Zdjęła je i ustawiła obok jego. Postanowiła się odezwać. - Gdzie będę spała?

Justin zbliżył się do łazienki. - Tutaj, ze mną - powiedział, nie odrywając wzroku od swojego telefonu, po czym zamknął się w toalecie.

O mój Boże.

Kontynuowała rozglądanie się po jego pokoju. Był bardzo zorganizowany. Ashlyn dostrzegła zdjęcia na biurku, na których musiała być jego rodzina.

Na zdjęciu była trzymająca go kobieta, wyglądało to na przyjęcie urodzinowe. Musiał mieć 5, albo 6 lat. A jego mama? Wyglądała na bardzo szczęśliwą. Nagle zrobiło jej się przykro, bo tęskniła za własną. Wyglądali na takich szczęśliwych, a Justin ją nawet przypominał.

Było więcej zdjęć Justina z małymi dziećmi. Rodzeństwo? Wszyscy stali w śmiesznych pozach, na co zaśmiała się. - Coś cię Ashlyn śmieszy? - spytał Justin, który wycierał swoją twarz ręcznikiem.

Zarumieniła się. - Nie. Po prostu patrzę jak szczęśliwie wyglądasz ze swoją rodziną - powiedziała, wstrzymując łzy.

Zadrwiła mentalnie. Ona nie miała nawet rodziny. Jej ojciec zostawił ją i jej mamę z niczym, więc co mogła powiedzieć? Uśmiechnął się lekko i skinął głową.

- Wyglądasz trochę jak swoja mama. Jest naprawdę ładna - powiedziała, próbując rozluźnić atmosferę. Jego wyraz twarzy zmienił się. Zdenerwował się. - Tak, była bardzo ładna.

Cholera. Dobra, strzelaj. Nie żyje?

Przerwał jej. - Więc skoro uważasz, że moja mama jest ładna, a ja jestem do niej podobny, to czyni mnie to ładnym? - zapytał z powagą. Ashlyn zaśmiała się tak głośno, że była pewna, iż usłyszał ją cały dom. On był bardzo zabawy i słodki. Cieszył ją fakt, że mogła uśmiechnąć się w tak niezręcznej sytuacji. - Tak, Justin. Jesteś bardzo ładny - powiedziała, śmiejąc się.

- Chcesz wziąć prysznic lub coś w tym stylu? - zmienił temat. - Tak, w sumie bym chciała. A co założę do spania? - spytała.

- Znajdę ci coś Ash, nie martw się - powiedział, a jej serce prawie omdlało. Podał jej swój ręcznik. Wzięła go i udała się do łazienki, a on podążał ciągle za nią.

- Tutaj - powiedział, otwierając wielką szafkę. - Użyj tego.

Podał jej szampon, odżywkę i peeling do ciała. - Dzięki za wszystko - powiedziała, uśmiechając się.

- Nie ma sprawy - odpowiedział, wychodząc do pokoju. Rozebrała się szybko i weszła pod prysznic.

Boże, to uczucie było takie miłe.

*

Justin zszedł po schodach na dół do chłopaków. Wszyscy siedzieli nieruchomo jak zwykle.

- Co ta dziewczyna robi? - spytał Hoss, gdy zobaczył Justina w salonie. - Jest pod prysznicem - odpowiedział tępo. Jego oczy zrobiły się wielkie na myśl o tym, że naga dziewczyna jest w ich domu. Zerwał się jak kangur i starał się iść do pokoju Justina, ale on go zatrzymał.

- Zatrzymaj się człowieku! Ona została prawie zgwałcona, a ty masz zamiar pożerać ją wzrokiem? Wyluzuj, koleś - warknął Justin. Hoss wrócił na swoje miejsce.

- Hej, ona jest seksowna jak skurwysyn, dlaczego miałbyś nie chcieć oglądać jej nagiej? - odpowiedział. - Jest, ale ty nie musisz zachowywać się przy niej jak pieprzone zwierzę - syknął Justin, siadając w fotelu. - Zamknij się matko Tereso - odezwał się Kai. Wszyscy zaczęli się śmiać. - Uratowałeś ją od tego idioty, jestem z ciebie dumny. Jest strasznie ładna - stwierdził Franko.

Wszyscy się zgodzili.

- Czego dotyczył ten telefon? - spytał Franko.

- Sam powiedział, że nas dopadnie ze względu na Ashlyn. Powiedziałem mu, że nie ma jaj. Dlaczego on wybiera walkę? Wisi nam sporo kasy - powiedział.

Każdy skinął głową.

- Jest wściekły, bo umrze i nie dotknie Ashlyn - dodał, uśmiechając się.

Mimo wszystko Justin czuł dziwne połączenie między nim, a nią. Jego własna matka została zgwałcona i nie było nikogo, kto by jej pomógł i potem o nią dbał.

Kurwa, dlaczego ja o tym myślę? Ona sprawia, że myślę o przeszłości, a znam ją ponad godzinę?



Ashlyn skończyła swój prysznic i czuła się naprawdę dobrze. Cóż, nie dobrze, ale o wiele lepiej niż wcześniej. Była odświeżona i zrelaksowana.

Wyjrzała delikatnie przez drzwi zanim wyszła. Uff, było czysto. Wyszła ukradkiem dla pewności. Rozejrzała się raz jeszcze. Co ja mam kurwa założyć? Jej oczy zatrzymały się właśnie na białej bluzce z dekoltem w serek. Włożyła to na siebie. Kurwa, ta bluzka była krótka. I nie miała bielizny. No cóż. Teraz za wiele nie zrobi.

Jej małe ciało wpełzło do łóżka Justina, od razu tuląc się do poduszki. Cholera, łóżko jest wygodne i pachnie jak on. Zasnęła szybko.

*

Justin ruszył leniwie na schody po kilku godzinach gry z kolegami. Miał ciężki dzień. Zabijanie ludzi i zabieranie pieniędzy jest męczące.

Otworzył drzwi i potknął się, widząc ją śpiącą. On zapomniał, że nawet tutaj była. Wyglądała tak pięknie. Tak spokojnie.

Przeszedł koło niej na palcach i wszedł do łazienki, by umyć zęby. Po tym znalazł się szybko w łóżku obok niej. Nie wiedział czy powinien się do niej przysunąć, czy nie. Ale ona jest taka ciepła i seksowna... Nie mógł nic na to poradzić.

Justin przytulił się do niej, obejmując ją ramieniem, przysuwając się do jej tyłka.

Ona nie miała bielizny... panie, chroń mojego kutasa. 

Pachniała tak dobrze. Jej włosy pachniały jak niebo, a ciało jak anioł. Wyglądała tak spokojnie.

Wysłał cichą modlitwę do Boga, żeby nie przekroczył linii...

*

Ashlyn obudziła się następnego dnia w super miękkim łóżku. Otworzyła delikatnie oczy i szybko dostrzegła coś obok siebie... ktoś był obok niej.

Zaraz... GDZIE JA KURWA JESTEM? Och tak, z Just... - poczuła jego silne ramię wokół siebie.

O mój Boże.

Przysunęła się, aby na niego popatrzeć.

Kurwa, on wyglądał dobrze nawet gdy spał. Ponownie się na niego gapiła. Jego twarz skrzywiła się lekko. Był taki gorący, to niewiarygodne. Jego usta były lekko otworzone. Domyśliła się, że wiedział, iż się na niego patrzy, bo po chwili otworzył oczy. Jego źrenice szybko rozszerzyły się, ale wróciły do normalnego rozmiaru, gdy przypomniał sobie dlaczego tu była.

- Dzień dobry, panie Bieber - powiedziała cicho z uśmiechem.

Przyciągnął ją do siebie i zaciągnął się zapachem jej włosów. - Dzień dobry, Ash - przemówił sennym głosem, który sprawił, że zmiękły jej kolana.

- Tak więc... wygodnie ci? - spytała, czując jego penisa przy swoim tyłku. Justin wybudził się całkowicie i dostrzegł, że nie ma między nimi przestrzeni. - O Boże, przepraszam! Czy ja przekroczyłem linię? Przepraszam! Byłaś taka ciepła, nie mogłem się powstrzymać... - powiedział, unikając jej spojrzenia. Ashlyn zarumieniła się.

- Jest dobrze, tylko pytam - powiedziała cicho.

Uśmiechnął się, wstał i przeciągnął. - Tak właściwie to było mi wygodnie. I nie nazywaj mnie pan Bieber. Za bardzo mnie to kręci - powiedział, idąc do łazienki.

Ziewnęła delikatnie. Decydując, by nie być leniwą, wstała i dotknęła swoich kostek. Nadal ją bolały. Westchnęła i zamknęła oczy. Wstała, aby rozprostować swoje nogi i dotknęła na nowo kostek na stojąco.

Zanim zdążyła zrobić cokolwiek, Justin wyszedł z łazienki i dostrzegł ją w pozycji do yogi. Ash szybko wyprostowała się i opuściła na dół bluzkę. - Dlaczego przestałaś? Podobał mi się ten widok - zaśmiał się.

- Przykro mi, że muszę się rozciągać po ciężkiej nocy - powiedziała, a on skinął głową. - Cholera, moja koszulka jest faktycznie trochę za mała na ciebie, ale wyglądasz w niej dobrze - powiedział, przygryzając swoją wargę. Zarumieniła się i raz jeszcze opuściła ją na dół.

- Cóż, muszę umyć teraz zęby - powiedziała, ale to było bardziej jak pytanie. Justin spojrzał na nią. - Skorzystaj z mojej szczoteczki - przemówił, jak gdyby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.

Weszła do łazienki, ignorując jego spojrzenie. Zamykała powoli drzwi, przyglądając mu się. Chwyciła jego szczoteczkę i zaczęła czyścić zęby, jak gdyby mogła wymazać wspomnienia zeszłej nocy.

*

Kurwa, ta dziewczyna jest niesamowita, pomyślał, gdy zastanawiał się co na siebie włożyć. Dlaczego on myśli tak o dziewczynie której nie zna?

Aczkolwiek ona była doskonała. Nic na to nie może poradzić. Ona sprawia, że myśli o dziewczynach w sposób, jakiego nie znał wcześniej. Nie wszystkie są łatwe.

Po tym jak ją uratował, nie mógł jej tak po prostu dać wrócić do domu. Mogłaby zostać zaatakowana ponownie. Justin musiał zapewnić jej bezpieczeństwo. Nie mógł pozwolić, by drugi człowiek został zamordowany. Głównie dlatego, że wie jak było z jego matką. Jasne, on zabijał ludzi, ale nie ranił niewinnych. Zabijał wrogów.

The Hitters to sposób na życie. Jego kierunek życia. The Underhood starali się ich zniszczyć, a jego już to męczyło. To był przypadek, że Ashlyn była z Samem, gdy on chciał go zabić.

Jego gang cipek nie miał nic na The Hitters. Westchnął zanim mógł zdenerwować się bez powodu i zszedł na dół.

*

Ashlyn zakończyła mycie zębów i opuściła łazienkę. Potem uświadomiła sobie, że nie miała bielizny do noszenia. Otworzyła więc szufladę i znalazła jego.

Wsunęła na siebie parę niebieskich bokserek. One. Idealne. Przyjrzała się swojemu tyłkowi w lustrze. Wyglądał nieźle. Chwyciła torbę i zeszła na dół, chcąc odnaleźć Justina. Gdy to zrobiła, zauważyła, że w salonie nie ma nikogo.

Potem dostrzegła Justina w kuchni. Spojrzał na nią i uśmiechnął się. Następnie zauważył, że ma na sobie jego bieliznę. Jego oczy zrobiły się szerokie i przełknął ślinę.

Rozejrzał się nerwowo, na co Ash zaśmiała się. - Hej, kiedy wracam do domu? - spytała, zajmując obok niego puste miejsce przy stole.

Justin zmarszczył brwi. - Nie wiem. Sam powiedział, że zrani cię ponownie, a nie mogę na to pozwolić.

Ashlyn zaczerwieniła się, nic nowego.

- Więc co... Mam zostać tutaj... z tobą? - zapytała nerwowo. - Masz inny pomysł? - powiedział oschle. Nie miała.

- Nie mam tutaj żadnych rzeczy i ubrań - powiedziała, nie patrząc na niego. - Pojedziemy do ciebie i weźmiesz to, co potrzebujesz, nie będziesz sama - odpowiedział, upijając łyk soku. Skinęła głową.

- Mogę cię o coś zapytać? - spytała. Wstał i podszedł do lodówki. - Tak Ash, słucham cię.

Czuła się winna. Ona miała... chłopaka. Który ją tak nazywał. - Dlaczego mnie chronisz? Nawet mnie nie znasz - zatrzymał się i spojrzał na jej twarz.

- Po prostu nie mogę pozwolić na to, abyś była zamordowana. Jakim człowiekiem bym był? - powiedział. - Nie robisz nic źle, chcę cię tylko chronić. Poza tym, skurwiel, który chce cię skrzywdzić jest tym samym skurwielem, który wisi mi kasę. To mi daje ogromny powód - usiadł na nowo obok niej.

Jej usta były otwarte. Już prawie zapomniała o Samie.

Nie miała nikogo, kto mógłby ją chronić. Żadnych braci. Jej chłopak nie wie o jej pracy.

- On nafaszerował mnie dragami, prawda? - spytała. - Tak - powiedział Justin. - Musiał. Nie wyrwałby inaczej takiej piękności jak ty - dodał, patrząc na nią od góry do dołu.

- Nie powinnam godzić się z nim na pracę tamtej nocy. Wiedziałam, że pieniądze są zbyt dobre, by były prawdziwe - powiedziała smutno, a Justin spojrzał na nią sympatycznie. - Wiedziałem, że coś było na rzeczy. Widziałem cię z nim przez całą noc.

Och, więc byłam obserwowana. Zaraz, Justin tam był?

- Byłeś tam i nie powiedziałeś, że dosypuje mi prochów?! - krzyknęła. Justin posłał jej spojrzenie nie-bądź-głupia. - Kochanie, nie widziałem jak dosypuje ci prochy. Widziałem jedynie twój niesamowity tyłeczek z nim i wiedziałem, że coś jest na rzeczy. Miałem na tobie oko cały wieczór, ale w końcu mi zniknęłaś. Hoss wytropił telefon Sama i stąd wiedzieliśmy gdzie jesteś.

Ashlyn poczuła łzy w oczach. Te uczucia były przytłaczające. Została niemal zgwałcona ostatniej nocy. Mógł ją zabić! Co by się stało, gdyby nie zjawił się Justin? Ta myśl była nie do zniesienia. Nie miała nikogo, kto mógłby jej pomóc. Zaczęła płakać. Justin podszedł do niej i przytulił od tyłu z całych sił.

- Proszę, nie płacz. Wszystko dobrze. On nie skrzywdzi cię ponownie, obiecuję - powiedział, całując ją w czoło.

- To jest takie szalone... Ktoś mnie prawie zabił, jestem w domu obcej osoby, która mnie teraz całuje i przytula - zaśmiała się i otarła łzy. Justin uśmiechnął się.

- Nie pozwolę ci, abyś była sama - powiedział. Skinęła głową i wstała.

*

Zatrzymali się pod mieszkaniem Ashlyn po 20 minutach drogi. Szukała w swojej torebce kluczy od drzwi, i gdy w końcu jej się udało i weszli do środka, jej szczęka opadła. Wszystko było zniszczone.

Wszystko było w ruinie. Przewrócony stół. Otwarte szafy. Wszystko w nieładzie.

Zamarła na miejscu.

Justin wyszedł przed nią i wyjął swój pistolet. Zaczął krążyć po mieszkaniu w poszukiwaniu złodzieja lub kogokolwiek kto to zrobił. Jej książki były zniszczone, wszystko było zniszczone. Jej płyty i Kenzie również były połamane.

Myślała, że jej się to śni. Kto mógłby to zrobić? Zniknęły jej listy, zdjęcia ze ścian, Kenzie...

Zaraz, gdzie jest Kenzie?!



Przyznam szczerze, że po tym rozdziale to opowiadanie zaczęło mi się strasznie podobać. 
Liczę na komentarze, a nowy rozdział będzie dodany szybko :)

13 komentarzy:

  1. Oja 😍😍😍. Czekam na następny ! 😭❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę prymitywne to opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  3. Coraz bardziej mi się podoba ❤ nie mogę się doczekać następnego i życzę dużo chęci do tłumaczenia (: to wszystko jest takie słodkie (:

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnee aa! Czekamy na następny ☼

    OdpowiedzUsuń
  5. troche to dziwne, ze od razu ją do domu przygarnął, no ale to chyba związane jest z przeszłością więc staram sie to zrozumieć i... Jak mogli porwać jej przyjaciółke?! mam cichą nadzieje ze jednak jej nie było w domu

    OdpowiedzUsuń
  6. czekam na nexta zapraszam też do mnie flamesff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział! Mega mi sie spodobalo to opowiadanie:) Czekam na nowy<3

    OdpowiedzUsuń
  8. cudowny jest! kiedy kolejny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przyszły tydzień, bo na weekend wyjeżdżam, a rozdziały są dość długie

      Usuń
  9. Cudo, czekam na kolejne! ❤

    OdpowiedzUsuń

Layout by selenuhl