piątek, 13 listopada 2015

{7} "Mayhem cz.II"

Justin prawie zwymiotował, gdy widział jak Ashlyn wsiada do samochodu i całuje tego skurwiela. Powinien strzelić mu w łeb. Uśmiechnął się na tę myśl.

Lubił zabijać, to była jego pasja. I gdy patrzył na tego śmiesznego chłopaka Ash, miał na to straszną ochotę. Oczywiście lubił Ashlyn, nie za bardzo, ale wystarczająco, by być zazdrosnym. Nie obchodziło go to. Nie przyznałby się do tego.

Justin po prostu musiał mieć ją dla siebie. Było coś w sposobie, w jakim poruszały się jej biodra. Do tego mówiła tak spokojnie i cicho, kochał to. Ale ona nie chciała zostawić tego skurwiela dla niego. Odkąd ją uratował, wiedział, że musiał ją zdobyć. Jest zbyt doskonała, by być z Blakiem. Ona należała zdecydowanie do niego, tylko jeszcze o tym nie wiedziała.

*

Minęło trochę czasu odkąd Ashlyn tańczyła w pracy. Teraz będzie musiała robić to po raz pierwszy w Planet Mayhem. Jej szef poinformował ją o tym i ona w końcu w to weszła.

Ludzie mogli ją oceniać, ale ona lubiła tańczyć. Czuła, że ma wtedy władzę, jakby mogła zapanować nad światem.

Mogła trząść swoim tyłkiem przez pięć minut, zdjąć swój stanik na trzy sekundy i tym samym zarobić sześćset dolarów. Brzmiało to dla niej dobrze. Ale nie mogła też zapomnieć o tym, że musi wrócić na studia i dostanie dzisiaj pieniądze, aby się ponownie zapisać, wysłać coś dla swojej mamy i resztę zatrzymać.

Ash oglądała szkoły w internecie, aż zadzwonił jej telefon. Blake. - Halo? - odparła radośnie. - Hej kochanie, jak się masz? - zapytał. - Cóż, staram się wrócić do szkoły, więc szukam jakichś informacji w internecie - poinformowała go, a on cmoknął.

- Nie potrzebujesz tego gówna, kochanie. Szkoła jest bez sensu - zaszydził. Przez chwilę nie wiedziała co odpowiedzieć. - Dlaczego tak w ogóle dzwonisz? - spytała, przewracając oczami. - Właśnie... potrzebuję trochę pieniędzy - urwał, a ona zmarszczyła brwi.

- To już trzeci raz, gdy prosisz mnie o pieniądze, Blake - syknęła, a on zaśmiał się nisko, zanim się odezwał. - Ponieważ ich suko potrzebuję - ryknął, a ona zaniemówiła. Nie uderzył jej od dłuższego czasu, ale za każdym razem drżała na jego wybuchy. Nawet przez telefon potrafił to robić. - Za jakiś czas po nie będę i lepiej żebyś je miała - warknął i odłożył słuchawkę.

*

W dalszej części dnia Ashlyn wybrała się do sklepu zoologicznego, by zabić czas. Myślała też o kotku lub o czymś, co dotrzyma jej towarzystwa. Kenzie często znikała, a ona czuła się samotna. Zawsze kochała zwierzęta i chciała ich jak najwięcej.

Ostatecznie zdecydowała się na białego, perskiego kota o zielonych oczach. Miał uroczy pyszczek i puszysty ogon. Ashlyn zakochała się w nim w tej samej sekundzie, w której go ujrzała.

Po kilku dniach w końcu zadzwonił do niej Justin. - Halo? - powiedziała, wypełniając papiery. - Hej, kochanie. Zastanawiam się co robisz... - kaszlnął. - No wiesz, później... - skończył, a Ashlyn jeszcze nigdy nie uśmiechnęła się tak szeroko w swoim życiu.

- Justinie Bieberze, czy ty stresujesz się rozmową ze mną? - zagruchała.

- Co? Nie! - wrzasnął, a ona zaśmiała się głośno, gdy opuszczała sklep zoologiczny.

- Cóż, muszę iść dzisiaj do pracy - powiedziała. - Możemy zobaczyć się teraz?

*

Półtorej godziny później, Ashlyn i Justin spędzali miło czas w pizzeri.

Gdy skończyli swój posiłek, postanowili wybrać się do salonu gier. Kiedy zabawa ją pochłonęła, ale mimo wszystko przegrywała, Justin owinął swoje ramiona wokół jej talii, a ona zamarzła. - Kochanie, jesteś do kitu - wyśmiał ją, kładąc głowę na jej ramię.

- Dobra, spójrz - powiedział. - Musisz go tak uderzyć, a potem nacisnąć ten niebieski guzik - przycisnął go, a ona wygrała. Uśmiechnęła się i odsunęła od niego.

Następnie poczuła wibracje swojego telefonu. Miała dziesięć nieodebranych połączeń od Blake'a i pięć smsów. Jasna cholera.

- Muszę iść, Justin - oznajmiła i zebrała swoje rzeczy. Justin wyglądał na zmieszanego. - Ale dobrze się bawimy - zmarszczył brwi. Zanim zdążyła mu cokolwiek odpowiedzieć, do salonu wtargnął Blake i szedł prosto w jej stronę. O, kurwa.

- Co ty do kurwy nędzy robisz, Ash? - syknął. - J-jestem z Justinem - wyszeptała, a jego oczy stały się zimne. - Kolego, radzę ci wypieprzać i nie zbliżać się do mojej dziewczyny. Chyba, że chcesz zostać nieźle poturbowany - wrzasnął na Justina, a on stał spokojnie. Jak zawsze.

Nie odpowiedział nic, a jedynie uniósł swoje brwi i uśmiechnął się w jego kierunku. - Chciałbym zobaczyć jak to robisz, skurwysynie - w końcu przemówił chłodno. - Przestańcie! Jesteśmy w miejscu publicznym - odezwała się Ashlyn.

Blake stał się jeszcze bardziej wściekły. - Dziwko, nie krzycz na mnie - nie skończył, ale wiedziała co ma na myśli.

Nie uderzył jej od dłuższego czasu.

Spojrzała smutno na Justina i próbowała iść w jego stronę, a ludzie wokół przyglądali im się.

- Hm, nie - powiedział Blake, zanim cofnął ją za jej ramię. - Idziemy do domu. Musisz dostać lekcję jak tratuje się swojego mężczyznę - uśmiechnął się złośliwie i wyprowadził ją za drzwi, zanim mogła poprosić Justina o pomoc.

*
Justin stał w szoku po tym jak jego piękna Ash została wyciągnięta z pizzeri, zostawiając go samego. Spojrzał na ich stolik. Ich pusty stolik. Ona miała tutaj z nim być. Było mu cholernie przykro, że nie mógł jej pomóc. Wszystko dlatego, że byli tu inni ludzie. Gdyby nie oni, zniszczyłby Blake'a.

Mieli się jeszcze trochę pobawić, iść na lody, a potem miał ją odwieźć do domu.

Ona nawet nie zobaczyła tej różowej żabki, którą dla niej wygrał. Miał tylko nadzieję, że wszystko z nią w porządku.

*

Blake ciągnął Ashlyn aż do jej mieszkania. Próbowała mu się wyrwać, ale nie dała rady. Gdy dotarli na miejsce, otworzył drzwi i wepchnął ją do środka, a ona upadła z jękiem.

- Wydaje mi się, że ktoś zapomniał jaką suką jest - powiedział, stojąc nad jej ciałem, Zanim zdążyła mrugnął, kopnął ją w żołądek, na co krzyknęła.

Kopnął ją ponownie.

I ponownie.

I ponownie.

Czuła jakby jej wnętrzności miały wylecieć ze środka. Krzyczała jak szalona, prosząc go by przestał.

- Zapomniałaś do kogo należysz? - zapytał, gdy zniżył się do niej i złapał za jej włosy. Płakała, starając się wydostać z jego uścisku, ale to tylko sprawiło, że stał się bardziej szalony. Uderzył ją pięścią prosto w twarz.

Pisnęła i starała się doczołgać do drzwi. Omal je otworzyła, ale chwycił ją ponownie nim zdążyła nacisnąć na klamkę.

Krzyczała jak gdyby chciał ją zabić. - Zamknij się kurwa, Ashlyn - ryknął, zanim uderzył ją ponownie w twarz. Zaczynała powoli tracić przytomność. Jej umysł był tak senny i oszołomiony.

- Teraz, w drugiej części przypomnimy sobie kto jej właścicielem tej cipki - powiedział, gdy pociągnął ją za włosy do sypialni. Rzucił nią na łóżko, po czym zaczął ściągać z niej jej ubrania. Po chwili znajdował się nad nią.

- Mm, co za piękny widok - gruchał, unosząc się nad jej ciałem. - Zostaw mnie! Proszę, przepraszam! - krzyczała Ashlyn, na co się zaśmiał. - Nic nie możesz zrobić, dziwko. Skoro chcesz być z innymi kolesiami, pokażę ci kto jest szefem - mówił przy jej uchu. Powoli jego usta zeszły na jej szczękę, a jego palec bawił się jej dolnymi wargami.

Płakała tak mocno. Wszystko ją bolało i jedyne co chciała, to umrzeć. Nie mogła przechodzić przez to ponownie.

Ukucnął i zaczął odpinać swój pasek, zsuwając nieco swoje bokserki. Zanim zdążyła się obronić, zerwał z niej majtki, rozrywając je tak samo jak jej bluzkę.

- Jeśli będziesz krzyczeć albo się kręcić, rozwalę ci łeb - szepnął do jej ucha, zanim je delikatnie przygryzł.

Ashlyn wciąż próbowała się uwolnić, lecz dostała za to tylko w twarz. Wszedł w nią, jęcząc za każdym razem, gdy to robił. Ona nie miała już siły. Wchodził w nią powoli, mówiąc jak bardzo na to zasłużyła.

Ranił ją w taki sposób.

Jej własny chłopak...

*

Ashlyn obudziła się dopiero następnego dnia, gdy jasne promienie dostały się do jej pokoju. Próbowała wstać, ale czyjaś ręka była owinięta wokół niej tak mocno, że ledwo mogła oddychać.

Przebłyski ostatniej nocy trafiły do jej głowy i przypomniała sobie co się wczoraj stało. Natychmiast poczuła ból w całym ciele tak, że mogła zacząć płakać.

Mogła sobie tylko wyobrazić jak wyglądała...

Chciała się podnieść, ale ręka Blake'a przycisnęła ją mocniej. - Śpij dalej, Ashlyn - powiedział ciężko przez sen. - Nie! Daj mi kurwa odejść! - syknęła. Owinął jedynie ja drugą ręką jeszcze mocniej. Zapiszczała z bólu, gdy ją ścisnął i przysunął się do ucha.

- Dostałaś nauczkę zeszłej nocy? Czy może mamy powtórzyć? - gruchał jej do ucha, a jego akcent był ciężki. - Myślę, że spodoba mi się powtórka, a tobie spodoba się bycie karaną - skończył, całując jej szyję.

- Po prostu pozwól mi odejść, Blake. Muszę siusiu i mam rzeczy do zrobienia - powiedziała, ziewając. Puścił ją z jękiem. - Nigdzie stąd nie wyjdziesz beze mnie, mam nadzieję, że o tym wiesz - spytał, a ona tylko przewróciła oczami.

*

Ash ominęła pracę zeszłej nocy, a tak bardzo nie mogła się jej doczekać. Musiała zadzwonić w kilka miejsc, aby nie wpaść w kłopoty. Wzięła sobie od swojego szefa dwa dni wolnego, aby mogła dojść do siebie.

Pomimo tego co powiedział Blake, nie będzie wszędzie tam gdzie ona. Poszli razem do sklepu, na pocztę i do banku, ale zostawił ją, gdy tylko dostał telefon.

Nie żeby ją to kurwa interesowało.

Musiała zadzwonić do Justina, aby powiedzieć mu, że wszystko w porządku. - Justin... jest dobrze. On robił to już wcześniej... Nie... nie martw się o mnie - szepnęła do telefonu. - Nie mogę kurwa uwierzyć, że pozwoliłem mu cię zabrać, kurwa! - syknął. - Jestem w drodze! - poinformował.

Gdy do niej dotarł i zobaczył jak wygląda, myślał, że się załamie albo zaraz rozpłacze.

*

Brakowało mu słów, gdy na nią patrzył. Miała wszędzie siniaki, podbije oko, ranę na czole i jak zgadywał połamane żebra.

- Kochanie... tak mi przykro - wstrzymał oddech. Patrzył na nią jak na własną matkę. Pobita i posiniaczona. Nie mógł w to uwierzyć. Jak mógł pozwolić Blake'owi ją zabrać?

- Justin - powiedziała poirytowana. - Mam się dobrze! Już ci mówiłam, że jestem do tego przyzwyczajona, nic nie jest złamane! - wrzasnęła. Justin nie mógł już tego znieść. - Musisz od niego odejść. Zostaw go i znajdź kogoś lepszego - spojrzała na niego i zmrużyła oczy.

- Chcesz, abym go zostawiła dla ciebie? - spytała. - Hm, tak? Jestem dla ciebie lepszy niż on - powiedział, a ona zaśmiała się. - Przestań. Cieszę się, że chcesz mi pomóc, ale stop.

- Nie próbuj mnie znowu odpychać - powiedział z pokorą. Rozejrzała się, unikając jego wzroku. - Myślę, że powinieneś już iść, Justin - szepnęła, nie patrząc mu w oczy. On po prostu skinął głową i wyszedł bez słowa.

*

To nie tak, że Ashlyn nie lubiła Justina. Oczywiście, że go lubiła. Ona po prostu... nie mogła. To złe. Bez względu na to, co robił jej Blake, wciąż był jej chłopakiem. Justin nie powinien tu być i wyznawać jej swoich uczuć do niej. Ale z drugiej strony...

Też ją lubił.

Westchnęła z podziwem.

Nigdy nie mówiła mu, co czuje. Chciała zachować to w tajemnicy jak najdłużej.

*

Ash robiła właśnie pranie, gdy ktoś zapukał do jej drzwi. Blake.

Zamarła na chwilę.

- Otwórz te drzwi, Ashlyn. Nie mam czasu - syknął, a ona zrobiła co chciał. - Znowu potrzebuję pieniędzy - powiedział, zanim dotarł do jej torebki. - Zaraz co to ma kurwa znaczyć, Blake? Zostaw moje rzeczy! Na co znowu ich potrzebujesz? - wrzasnęła. On jedynie zatrzymał się, odwrócił na pięcie i uderzył ją tak mocno, jak tylko mógł.

Upadła na ziemię.

- Nie lubię cię krzywdzić, ale zmuszasz mnie do tego - powiedział, szukając portfela w jej torbie. Miała tam jakiejś siedemset dolarów, a on zabrał wszystko, co do grosza..

- Blake... Ja potrzebuję tych pieniędzy... dla mamy - zakrztusiła się, a on jedynie przewrócił oczami. - Nie obchodzi mnie to, teraz są moje - powiedział sucho. - Jak ty w ogóle zdobywasz te pieniądze? Siedzisz jedynie na swoim doskonałym tyłku, ssiesz mojego kutasa, gdy tego chcę, więc kiedy ty pracujesz? - spytał, zbliżając się do niej.

Już prawie wyznała mu wszystko, lecz opamiętała się w porę. - Mój wujek wysyła mi gotówkę... - powiedziała szybko. Nie pytał więcej.

Ashlyn nie ma nawet kurwa wujka, ale jego i tak nie obchodzi jej życie. Pokiwał jedynie głową.

- Cóż, muszę iść. Niech robi to dalej, wkrótce będę znowu ich potrzebować - uśmiechnął się złośliwie.

*

Dzisiejsze show miało być szalone. To pierwszy raz od miesięcy, gdy Ashlyn pojawi się na scenie i całe miasto o tym wiedziało. Była obecnie za kulisami Mayhem, przebierając się z innymi dziewczynami.

Miała na sobie fioletowy biustonosz, który naprawdę jej się podobał. Był super miękki i wygodny. Założyła na siebie czarne stringi i podciągnęła swoje koronkowe pończochy, poprawiając przy okazji szpilki.

Kończyła już swój ciemny makijaż, gdy pewna  dziewczyna, Liza, podeszła do niej. - Ashlyn, wciąż spotykasz się z tym kolesiem? Tym anglikiem? - zapytała, a ona zamarła na miejscu.

Jak to możliwe, że ktoś wie o Blake'u? - Blake... tak - powiedziała drżącym głosem. - On jest tutaj... z kimś... z dziewczyną - szepnęła, a Ashlyn była w szoku.

Po pierwsze, on nie mógł jej tutaj zobaczyć, więc wpadła w panikę. Po drugie, z jaką dziwką on był? W końcu... ona nie znała tej dziewczyny, więc skąd mogła wiedzieć, że mówi prawdę?

- Nie wierzę ci, ale dzięki mimo wszystko - powiedziała oschle. - Mówię prawdę.

- Następnym razem, gdy będziesz chciała to zrobić... po prostu tego nie rób - syknęła Ash. - Cóż dobrze, w takim razie nieważne! - powiedziała Liza i odeszła. Ash zaśmiała się. - Mystique? - po pokoju rozejrzał się facet ze sceny. - Jestem tutaj! - powiedziała, wstając.

Spojrzał na nią. Następnie popatrzył na jej ciało i uśmiechnął się. - Jesteś w pierwszej piątce. Myślę, że zarobisz dużo pieniędzy - powiedział uwodzicielsko i wyszedł.

Dzisiaj nie chodziło o Ashlyn. Chodziło o taniec, by pomóc jej mamie i jej szkole.

Dziś w nocy nie była Ashlyn.

Była Mystique, była aniołem.

*

- Ludzie, nudzę się - odezwał się znudzony Justin do chłopaków. - Gdzie Missy? - powiedział oschle Hoss. - Dlaczego ciągle kurwa o niej mówisz?! - syknął Justin, a Hoss spojrzał niewinnie. - Tak tylko.

- Jaki jest sens mówienia o mojej byłej, która mnie wyjebała? - warknął. - Ziom, wiemy, że brakuje ci Ashlyn, ale nie wyżywaj się na nas - Franko spojrzał na niego.

Każdy wiedział jak życie Justina było popieprzone.

- Muszę przestać o niej myśleć - zaszydził, opierając głowę na kanapie, gdy zamykał oczy.

- Idźmy dzisiaj do klubu! - zasugerował Franko. - Ta, w Mayhem jest dzisiaj pokaz. Wybierzmy się tam - odezwał się Jordan, a każdy się zgodził.

*

Cała grupa wybrała się do do Planet Mayhem tej nocy. Wyglądali niesamowicie jak zawsze. Justin potrzebował drinka. Albo dwóch. Albo pięciu. Albo piętnastu.

Szli przez klub, a każdy zatrzymywał na nich swoje spojrzenia. Dziewczyny patrzyły na Justina jak na niezły okaz, ale jego to dzisiaj nie obchodziło.

Nie chciał żadnej łatwej dziwki, wciąż myślał o Ashlyn. Dziewczyny wyszły na scenę, robiąc swoje najlepsze.

Gdy przyglądał się tyłkowi kelnerki, dostrzegł pewnego skurwiela. Blake'a. Zacisnął swoją szczękę ze spokojem. Właśnie wtedy, gdy podeszła do niego jakaś dziewczyna. Och, może to jego siostra.

Blake trzymał rękę na jej udzie.

Dobra, to nie jego siostra.

Więc kim ona była... Pochylił się i pocałował ją w szczękę. Justin kopnął w podłogę. Starał się opanować jak tylko mógł. Drań zdradzał Ashlyn. Jego słodką, trochę zadziorną Ashlyn. Dziewczynę, która go nie zostawiła mimo całego gówna, które jej robi.

Dużo go kosztowało, aby nie wstał do niego. Zrobił im jedynie kilka zdjęć.

- Panie i panowie! Mamy wam dzisiaj do zaprezentowania jedną z naszych najlepszych dziewczyn! - przemówił spiker, a tłum wiwatował. - Wszyscy powitajmy... Mystique! - skończył, a ludzie oszaleli. Jego koledzy pobiegli pod scenę, a on jedynie się zaśmiał. Cipki.

Brał łyk swojego drinka, kiedy na scenie pojawiła się Ashlyn. Jego Ashlyn. Jego Ashlyn wyszła na scenę. Justin prawie się zakrztusił.

- Koleś, dobrze się czujesz? - spytał Hoss. Justin zaśmiał się na jego niewiedzę. - Kurwa, tam jest Ashlyn - syknął, pokazując na nią.

Każdy z nich odwrócił się, aby mieć lepszy widok. Ich oczy rozszerzyły się. Tańczyła tak uwodzicielsko, jej tyłek poruszał się jakby jutra miało nie być. Sprawiała, że fiut Justina zaczynał sztywnieć, ale nie na to czas.

- O mój Boże - powiedział Kai. Była teraz na czworaka, zbierając po drodze grube pieniądze. Justin spojrzał na Blake'a, ale on wyglądał na spokojnego.

Spojrzał w górę i ujrzał kołyszącą się Ashlyn wokół rury. Kurwa, była tak dobra.

Właśnie teraz miała zdjąć swój stanik i wiedział doskonale, że za chwile będzie naga. Przełknął ślinę tak jak i reszta jego kolegów.

Mężczyźni gwizdali i rzucali pieniądze na scenę. Rozpięła swój stanik, pozwalając swoim pięknym piersiom wyjść na wierzch.

Usłyszał syk Hossa i to, jak Jordan siedział z otwartą buzią. Kai się ślinił, a Franko uśmiechał.

Ash zaczęła iść po scenie, zbierając wszystkie pieniądze. Justin westchnął. Teraz już każdy widział to, co było jego.

Podniósł się i podszedł do baru. - Ile za prywatny taniec Ash... Mystique? - spytał kelnerki. Skinęła głową i spojrzała na nią.  - Jest dobra. Pięćset dolarów za dziesięć minut.

- Płacę podwójnie - powiedział i wyciągnął swój portfel.

***
Tak jak obiecałam, nowy rozdział pojawił się mam nadzieję w miarę szybko.
Mam nadzieję, że nadal tu będziecie i będziecie ładnie komentować :)
PS. nie sprawdzałam rozdziału.

Aby zapisać się na listę informowanych >> tutaj.









Layout by selenuhl